wtorek, 22 grudnia 2009

zdjecie , ktore powstalo tylko w mojej glowie- ciag dalszy

w tradycyjnej szyickiej dzielnicy, pod wieczor gdy immam nawoluje na wieczorna modlitwe, a nad dzielnica zapada leniwie zmrok dostrzegam ja. siedzi za lada w malym sklepie rybnym oswietlonym jarzeniowkami. jej glowe ciasno otula hizab a z ust wypadaja kleby papierosowego dymu. kilka martwych ryb wokol niej. leza i milcza.

rzeczy, ktore utkwily w glowie

jest zwykle taka scena, moment, do którego sie wraca w myślach długo, często, niewiadomo dlaczego, tak po prostu moment, powraca silnym wspomnieniem.

i znów jestem w samochodzie z Nadine, Georgem i Roodim, w drodze do Beekaa do jednej z lokalnych winnic. Leniwa słoneczna sobota, droga na Stuhre, ktora dobrze znam z wyjazdow do Damaszku. Jest pieknie, slonecznie, zielono, sluchamy muzyki, po drodze postoj w malym sklepie, jemy na miejscu kanapki z hallum, lebneh i akawieh popijamy lebanem. uff, jak bardzo tesknilam za tymi smakami. starszy , pelen wdzieku pan nabija ceny na starodawna kase i usmiecha sie lekko i mowi na zdrowie. a potem dalej muzyka i wielka dolina, ktora slynie z winnic, rolnictwa i plantacji haszyszu. po drodze mijamy grupe nomadow, zywa skamielina przeszlosci, klan mieszkajacy w tymczasowo ukleconych namiotach- wyobrazam sobie jak musza sie czuc, budzac sie co rano otoczeni z czterech stron gorami. zatrzymujemy sie gdzies, na srodku drogi, i biegniemy przed siebie, twarza w twarz z gorami. wolnosc, czysta wolnosc. gdzies tam, gdzies bez nazwy spotykamy przypadkiem znajomych z Torino, tak po prostu, wiec znow zatrzymujemy -tak jak oni- samochod na srodku drogi i rozmawiamy. ona w skapym sweterku pomaranczowo-rozowym w kontrascie z ciemna karnacja i czarnymi oczami wyglada olsniewajaco.

niedziela, 20 grudnia 2009

z perspektywy 5 godzin stad

Przez dlugi czas intensywnie zastanawialam sie nad tym, czy bede w stanie powrocic do Bejrutu, mimo i poprzez stale obecne poczucie straty i niedokonczenia. czas uplywa,przecieka gdzies a ja nie nabieram jakos szczegolnie dystansu do tego miasta i chyba, wrecz odwrotnie narasta we mnie poczucie melancholii i idealizacji zycia w Bejrucie. Po 5 miesiacach -zdecydowalam sie na powrot - tym trudniejszy , ze bardzo krotki.

Podczas tych kilku dni usilnie staralam sie zliczyc zmiany i obserwowac rzeczy, ktore pozostaly niezmienione.

Czas w Bejrucie mierzy sie nowymi wysokosciowcami i zburzonymi domami, a tempo zycia odmierza rytm powstawania kolejnych pieter zimnych biurowcow stawianych szybko i bezwzglednie na cmentarzyskach porzuconych aschrafiyskich domow.

i tak: w moimi sasiedztwie przybylo:
5 pieter wiezowca,
1 nowy plac budowy, ktory pozbawil doszczetnie okolice swietego spokoju- o ile kiedykolwiek tam tak naprawde byl-
10 pieter budynku, przytulonego do murow domu mojej przyjaciolki Violen, ktora stracila tym samym intymnosc- jakby zupelnie pomijana przez Libanczykow wartosc- od kiedy co dzien od samego rana napotyka spojrzenia ciekawskich robotnikow otwierajac drzwi balkonowe. Panowie na rusztowaniu spedzaja cale dni i nie udaja zarobienia ani braku zainteresowania zyciem lokatorow sasiedniego budynku. Violen poza intymnoscia stracila jedna trzecia swiatla w mieszkaniu chroniac sie za roletami przed wnikliwoscia spojrzen pochodzaca z placu bodowy.

Mala A, nazywana przez rodzicow i ciocie D "Malushka" dorobila sie:
4 nowych zebow, zaczela chodzic i pokrzykiwac - jakze cenne i wieloznaczeniowe habibi- moj drogi, i baddi b3ad- czyli chce wiecej.

Stary sasiad z budynku vis a vis, nadal pograzony jest w depresji. Od kiedy zamknal swoj sklep z warzywami, sterczy godzinami na balkonie obserwujac leniwe i opustoszale okoliczne zycie. Jak zwykle ubrany w szlafrok, jakby nie mial sily posunac sie o krok dalej w codziennym powracaniu do zycia. Spotykam jego wzrok. Pustka, ktora sie w nim odbija jest tak silna, ze szybko trace sily i odwracam wzrok.

Kilka nowych kotow opanowalo klatke schodowa. Skulone w klebki, czujnie przesypiaja noc na wycieraczkach dokarmiajacych je sasiadow.

Wodka z limonka o 4 popoludniu razy 2 w Torino smakuje mi lepiej niz zwykle. Dla rezydentow tego miejsca, to 3adeh, normalne. Dla mnie ma tym razem szczegolny posmak wolnosci.