sobota, 27 września 2008

Warszawa dla odmiany









jest piekne swiatlo. tesknie za domem w Bejrucie.

poniedziałek, 15 września 2008

zdjecia podczas ladowania ze strony www.flickr.com ulegly deformacji, zapraszam wiec na moje konto na flickr.com/photos.mikaton

ktorego zycie przedluzyl wspanialy prezent od Ewy, mej wspoltowarzyszki lebabonskiej przygody!

lilly- pierwsza sesja w naszym domowym studio- wiecej na www.flickr.com/photos/mikaton


lilly_1, originally uploaded by mikaton.

nie sadzilam, ze tak sie przy tym zestresuje. ..pierwszy raz pracowalam z modelka, w studiu, ze sztucznym swiatlem. ustawienie swiatla jest zasluga mojego R. ogolnie na plus. pierwsze kroki, pierwsze zdjecia studyjne do naszego portfolio. CIESZE SIE! kto chce fotke, zapraszam do bejrudzkiego studia.

lilly blisko


lilly_2, originally uploaded by mikaton.

lilly w czerni


lilly_5, originally uploaded by mikaton.

lilly w stopklatce z kina kontestujacego:)


lilly_6, originally uploaded by mikaton.

lilly w oparach


lilly_7, originally uploaded by mikaton.

lilly okazala sie modelka idealna


lilly_10, originally uploaded by mikaton.

lilly ciagle czeka


lilly_13, originally uploaded by mikaton.

jak post ponizej-

lilly session


lilly_11, originally uploaded by mikaton.

fotka- rezultat pierwszej domowej sesji. Lilly byla swietna. zamysl butow na talerzu jest dosc prosty. wiekszosc z nas, kobiet jest na tyle zdesperowana, ze jest w stanie glodowac by w zamian zdobyc nowe absolutnie WYJATKOWE buty. rzecz tez o czekaniu na Godota.

sobota, 13 września 2008

z balkonu Violen i Ghassan




budynek z dziurami


zamieszkaly jest wylacznie przez kobiete, ktora pelni piecze na calym naszym domem. nie moge sobie wyobrazic jak sie zyje w opustoszalym budynku. tylko ty i gluche wyrzuty scian.

nasz dom owiniety kablami






+961 70125067 moj nowy numer tele

numer odziedziczony po ojcu Francesco, ktory opuscil maly Lebanon dla malej Belgii. dzis odebralam pierwszy telefon od mlodej kobiety poszukujacej padre Francesco. Musialam ja rozczarowac.

raz, dwa, trzy, proba mikrofonu- autor: Roody




poniedziałek, 8 września 2008

poznańska gwara w palestyńsko-libańskim domu

czy moglo zdarzyc mi sie cos bardziej zaskakujacego? nie. wczorajsze pozne popoludnie i ramadanowa kolacje spedzilam w domu palestynsko-libanskim, rozmawiajac wylacznie po polsku . Na dodatek domownicy zaciagali po poznansku i co jakis czas dodawali na znak potwierdzenia swojskie “no”. Nawet ich 16 letni syn, Ramzes, ktory wyjechal z Polski jako 3 miesieczny niemowlak mowi plynnie po polsku. Oboje trafili do Polski na studia medyczne pod koniec lat 70. W Poznaniu sie poznali i przezyli wspolne 14 lat. W 91 roku, po zakonczeniu wojny domowej wrocili do Libanu. Busaina byla miala praktyke ginekologiczna w Poznaniu, a teraz w Bejrucie, w szyickiej dzielnicy Dahle. W temacie seksualnosci Polek i muzulmanskich Libanek ma wiec do powiedzenia duzo.
Na stole palestynskie potrawy, ryz z kurczakiem, orzeszkami piniowymi, kalafiorem i bakłazanem, zwane “Odwrocone”, ktore serwuje sie odwracajac garnek z potrawa gora na dol na talerzu i w taki sposob podaje sie ja na stol. Druga sztandarowa palestynska potrawa-to warstwy pity, jedna na drugiej, zamoczone solidnie o oleju (zeit), posmarowane podsmazona poszatkowana cebula, posypane zrumienionymi orzeszkami piniowymi i kwaskowym sumakiem. na wierzchu pit, prezy sie dumnie kurczak w calosci w lekko rozkraczonej pozie, wszystko razem zapieczone w piecu. pycha. a w polaczeniu z lebanem ( jogurtem) pycha, pycha.
mimo nieznanych mi dotad potraw na stole jakos tak czulam sie jak w polskim domu, swojsko jak u cioci na imieninach. Busaina i jej maz sa przykladem bezgranicznej tutejszej goscinnosci. Jako zupelnie nieznana im osoba dostalam od razu zaproszenie na kolacje w pakiecie z noclegiem. kilka godzin rozmow przy soku z morw- bardzo tutaj powszechnym, zwanym tuut, kawhlet ( kawie) z kardamonem, slodkiej shai, nargilli o jablkowym aromacie, bahlawie ramadanowej z daktylami, w slodyczy melonu, w zawodzeniu z meczetu w tle, rozchodzacym sie plynnie po otwartej przestrzeni gdzie morze z gorami mieszaja sie we wczesnowieczornym swietle...a w rozmowach Poznan, Warta, krewna Barbara, zima stulecia w 79 i woda sodowa. domownicy bez tabu mowia o swiecie wprost. O swiecie libanskim i o swiecie polskim. Z ogromna doza humoru i dystansu. szeroko otwarte oczy mam od wczoraj.
trudno bylo sie otrzasnac po tej dozie sprzecznosci.
Droga powrotna zajela nam podwojnie duzo czasu dzieki nocnym poszukiwaniom z wujkiem Asmy najlepszego lebanu w miescie i swiezych owocow. ale o tym kiedy indziej.

wywiad z Busaina dla Wysokich Obcasow z 2006 roku, pt. "Orgazm po szyicku", polecam:

http://kobieta.gazeta.pl/wysokie-obcasy/1,53662,3557286.html

niedziela, 7 września 2008

sledzac ramadan

spodziewalam sie. eksplozji ludzi na ulicach, swiatel ,znakow, zapachow. niestety , zamiast tego opustoszale ulice szickiego karakondrusu i zwiedniete lamki - przypominajace choinkowe- zawiszone miedzy dwoma zdecydowanie za blisko siebie usadzonymi budynkami. gdzie niegdzie smutny ksiezyc z palemka na znak ramadanu. na ulicach jedynie zapach smazonego sera w ciescie polewanego plynnym cukrem, przechodzien przemyka kupuje 12 ciastkowy zestaw i pedzi do domu na kolacje.restauracje w drogich muzulmanskich czesciach miasta wyjaktowo na czas ramadanu sa w ciagu dnia zamkniete. po co otwierac skoro wiekszosc posci. za to po zachodzie slonca to co innego. wieczorami muzulmanie rodzinnie ucztuja na potege, w domach i knajpach. kolacja, desery i pyk pyk fajki wodne..rzecz troche przypomina polskie swiateczne obzarstwo, co poniektorzy tak samo laduja w szpitalach z przejedzenia, szanse o tyle wieksze, ze wielkie zarcie trwa miesiac.ceny w supermarketach na ten czas rosna, solidarnie, tez w spozywczkach w chrzescijankich dzielnicach. promocji na daktyle nie zauwazylam ( marta owszem w sztokholmskich supermarketach).ciekawe sa patenty na obchodzenie postu. podobno o 3, 4 rano, piekarnie serwujace sniadaniowe manoushi pracuja pelna para, na ulicach gwar, wszyscy sie spiesza z jedzeniem przed wschodem slonca...

portret z kalafiorem na murze

pierwsze w studiu


wtorek, 2 września 2008

reka R., ślad po deszczu i dziura na balkonie



po sasiedzku


schody



nasze domowe studio.rusza.




podsumowanie pourodzinowe

podsumowanie z okazji urodzin- 3 miesiecznego jak dotad zycia w Bejrucie.

Poza wykanczajacym upalem zakropionym bezlitosna wilgotnoscia zaczalam sie adaptowac w tej przedziwnej rzeczywistosci. do niedawna kierowca autobusu ze zlamana reka robil na mnie wrazenie, a dzis ze spokojem przyjmuje jednorekiego kierowce taksowki, ktory podczas jazdy probuje owa jedna reka nie zdejmujac nogi z gazu otworzyc paczke czekoladowych cukierkow.
przyjmuje tez pierwszy tego lata trzydziestosekundowy deszcz.
przyjmuje bez zmruzenia oka kontrole torebek przed wejsciem do jakiekolwiek wiekszego sklepu.
nadal z niedowierzaniem patrze jak meski fryzjer wycina tepymi nozyczkami kepy niezmoczonych wlosow swoich klientow i ktory radzi R. ze najlepszym sposobem na nauke jezyka jest mowienie do mnie wylacznie w jezyku arabskim, o czym on dobrze wie, bo sam taka technike nauki przyjal wobec swojej ukrainskiej zony. zony ktora go rzucila.