poniedziałek, 29 grudnia 2008

po swietach podsumowanie



Po zaliczeniu pierwszych świąt poza rodzinnym domem- z dużą trudnością, mimo ogrmnych starań mojego R., czekam na Pierwszy Nowy Rok.
Sniegu sie nie spodziewam, ale skoro i w Polsce go nie ma, to jakby tak, mniej żal. Wejście w Nowy Rok na pewno bedzie łatwiejsze od życzeń wigilinych skladanych rodzinie na skypie. Oczy cały dzień się szkliły poza momentami kiedy zapominaly sie szklić przyglądając się wyczynom R. w kuchni, podczas jego zmagań z ciastem na pierogi, których smak pamięta z dwukrotnej degustacji, raz w w wersji warszawskiej bardzo udanej i raz w mniej, podczas mojego pierwszego pobytu w Bejrucie, kiedy nasza ułańska dusza zawyła i postanowilyśmy z Ewa ugotować nowym libańskim przyjaciołom pierogi. Ta wersja była znacznie mniej pokazowa, za to obfita, pozostała po naszym obiedzie zapchana po uszy lodówka niby-ruskich pierogow. Podobno bardzo smakowały cioci naszego kolegi, ale myślę, że to wyłącznie legenda. Dzieki zaangazowaniu R w wyrabianie ciasta tym razem pierogi sie udaly, nadziewane- z powodu deficytu grzybów lesnych w libanskim menu-pieczarkami i z racji mojego dyletantyzmy w dziedzinie kiszenia kapusty, bez kiszonej kapusty. Sloika z nietypową zawartością, ktory przypuszczalnie zawiera kapuste na pierwszym etapie jej kiszenia przezornie nie ruszam. nie ufam mu. wracając do pierogów to towarzyszyl im barszcz, ktory bardzo smakowal wylacznie mi i R., jego rodzina ustosunkowala sie do niego mniej entuzjastycznie. i byla jeszcze niby choinka, wyraz kompromisu moich marzen o prawdziwej choince z bejrudzkimi realiami. Wiekszosc osob zainteresowanych zadowala sie plastikowymi drzewkami, drzewko prawdziwe po libanku ma swoje gabaryty i swoje kosztuje. jak wspominalam, ludzie tu nie przepadaja za malymi rozmiarami. domow, samochodow i choinek. po tygodniu poszukiwan powiedzialam “tak” malemu drzewku, jak twierdzil sprzedawca- importowanemu z Europy (nazwy nie pamietal)
zadowolona- w mysl przyszlowia na bezrybiu i rak ryba- przozdobilam je bommkami made in china , ktorymi od tygodni lsni wiekszosc miasta, a do wyboru ktorych zachecili mnie dyktatorzy trendow z Daury i Burj Hammud, ormianskich dzielnic pelnych sklepow: 1 dolar store, w ktorych produkty nigdy nie kosztuja 1 dolara, a raczej kilka razy wiecej ale to i tak znacznie lepsza oferta niz ukochanego przez bejrudczykow mieszkajacych achrafieh ABC store na miare poznanskiego browaru czy warszawskich tarasow, ktore pozazdroscily by sznura klientow, stojacych w korkach w kazda niedziele, zeby dostac sie do ulubionego zakupowego centrum. W tej oazie proznosci prawdopodobnie stac by mnie bylo na zakup jednego mini dzwoneczka z szyjki mini reniferka zawieszanego na choinke wartosci co najmniej 250 dolarow. Swieta bożonarodzeniowe i w Bejrucie świetnie sie sprzedają, wiec choinki duze i wieksze sprzedawcy upychaja w swoich kantorkach, koniecznie migajace lampki rozwietaja witryny wiekszosci sklepow, a ich pracownicy zmuszani sa do zalozenia czapeczek mikolajowych. nikt ich jednak zmusic nie moze jak i w polsce do bycia przesadnie uprzejmym, a przynajmniej pani z spinneys, ktora wazy warzywa i z ktora prowadze podjazdowa wojne, ktora zaczela sie od tego, ze pani X- nie znam j jej imienia, nie przekroczylysmy jeszcze tego progu zazylosci- stanowczo odmowila odciecia lisci od porow, ktore kupowalam. za kazdym razem kupujac to zarzewie konfliktu prosbe ponawiam, a ona zawsze mi odmawia.
wracajac jenak do swietowania , to presja jest naprawde duza, skoro nawet niektorzy moi znajomi muzulmanie biora udzial w swiatecznych wigilijnych kolacjach, bo podobno maja one specjalny klimat.

Brak komentarzy: