czwartek, 26 czerwca 2008

domowka z nowym domownikiem- LURĄ






wiem, troche ciszy ostatnio.. z jednej strony sporo sie dzialo, z drugiej zwyczajne trudnosci zwiazane z brakiem pod reka internetu
w kazdym razie po kolei
upal mnie zabija, upal i oszalale zadne krwi komary nie daja spac w ogole..od dzis jestem szczesliwa posiadaczka wiatraka, ktory byc moze usmierzy troche bol:)
w zeszlym tygodniu skonczylam darmowa prace w studiu fotogrficznym, poniedzialkowego telefonu od prducnetki sesji po libansku sie nie doczekalam. podswiadomie poczulam ulge, atmosfera i mocodawcy byli nie do zniesienia. fotograf krotko rzecz ujmujac traktuje swoich wspolpracownikow doslownie jak muchy, od ktorych na dodatek oczekuje postawy absolutnie sluzalczej. i tak to po krotce wyglada. zaczelam wiec od poczatku, dzwonie, pukam, wysylam cv.
po kilku rozmowach z ludzmi z tak zwanej branzywiem juz co oznacza otrzymac prace po libansku. wszyscy jednym glosem mowia, ze prace w Libanie dostaje sie po znajomosci. kuzyn, kuzyn, znajomy znajomego, przygotowanie , dosiwadczenie nie ma wiekszego znaczenia. wszystko to sprawia , ze róż unoszacy sie nad moim bejrutem blednie, nie zamierzam jednak sie poddawac. pozostaje mi wlaczyc, doslownie w pocie czola, ratowac sie lodowata woda, przyzwyczaic do kleistosci kazdego centymetra ciala i tyle. HALAS. hej, do przodu.

z ostatnich nowinek to w niedziele, niczym zubozali arystokraci- zupelnie niechcacy zreszta, wydalismy przyjecie na naszym ogromnym tarasie. bylo super, pyszne jedzenie, blekit morza, zubrowka z sokiem jablowym i mieta i polskie wznoszenie toastow “na zdrowie”. na imprezie pojawil sie tez Szymon- blondyn na zdjeciu- wiec z przyjemnosia saczylam polski jezyk.

i jeszcze jeden bardzo wazny news- od kilku dni mamy nowego domownika- mloda kocice! Przyjacoilka Roodiego, ktora pracuje w organizacji opiekujacej sie porzuconymi zwierzetami sprawila mi ogromna radosc dzwoniac do R, z pytaniem czy na kilka dni niw przygarnie kotki, ktora ktos porzucil pod drzwiami baru Le Chef. coz za zbieg okolicznosci, od pewnego czasu natretnie poruszalam temat, czesto podprogowo wysylalam sygnaly- KOT W DOMU, BEDZIE MILO. R. probowal sie wymigac a tu pach...propozycja nei do odrzucenia dla kogos z miekkim sercem. nie mialam pojecia jak kot wyglada, niespodziwanie do domu zawitala, piekna tygrysica, ktorej dalismy na imie LURA. pierwszego dnia byla urocza, madra i odrobine ciekawska. drugiego dnia okazala sie ogromnie towarzyska, chmare gniotacych ja ludzi przyjela ze spokojem i zacikawieniem. trzeciego dnia bezpardonowo wywalczyla sobie swoje warunki w domu, a od dwoch dni zyjemy z R w wiezieniu. dwa balkony w domu dziekie obecnosci Lury staly sie przeklenstwem. na jednym czai sie niebezpieczenstwo w postaci przepelnionego chucia kocura, ktory codzien z nadzieja wspina sie na taras i odwiedza nasza kotke. drugi balkon sie przeklenstwem poniewaz, pech chcial, nasi sasiedzi trzymaja na balkonie trzy klatki pelne cwierkajacych ptakow. Lura pokonuje szeroki na 10 centymetrow gzyms dzielacy nas od sasiadow w tempie torpedy, wspina sie po kolumnie w jakims oszalalym stanie i probuje pozrec ptaki mniej wiecej 3 razy dziennie. jezeli nie uda sie znalesc planu b, nie uda mi sie dlugo jej uchronic przed Rodiego i wlasnym gniewem.
Juz trace cierpliwosc tkwiac w zamknietym domu, Lura zwyczajnie dostala na punkcie tych ptakow fiola, coraz trudniej ja powstrzmac. przestaje wierzyc w mozliwosc trzymania kota w domu we wzglednej wolnosci. mam wrazenie, ze co chwile ociera sie o smierc. na szczescie ma 7 zyc.

Brak komentarzy: