sobota, 14 czerwca 2008

na planie sesji reklamowej

3 dni sesji reklamowej w ogromnym parku Hersh Beirut za mna. Mam wrazenie, ze to jedyny park w miescie w ogole-
za to z misternym systemem nawadniania i tryskajaca soczysta barwa zielenia. Park dla uszczegolowienia niepubliczny. Zamkniety dla wszystkich maluczkich. Park w ktorym poranny jogging, popoludniowa randke pod drzewkiem, modlitwe czy chwile wypoczynku od zgielku miasta przysluguja wybrancom. wedlug jakiego klucza nie wiem. slyszalam, ze prominentom. podobno tez osobom starszym mieszkajacym w okolicy. Emerytom, ktorym nie wpadaja do glowy glupie pomysly niszczenia zieleni skaczac po drzewach. jak jest naprawde trudno mi dociec, dosc, ze park z cala pewnoscia ma - jak wiekszosc spraw w tym kraju- wymiar polityczny, zostal z reszta stowrzony przez najslynniejszego w dziejach kraju premiera, ktorego przeciwnicy polityczni wysadzili swego czasu w powietrze.
wracajac do sesji, to w ciagu tych kilku dni czulam sie niczym statysta w bardzo dobrym czeskim filmie. absurdy goniace absurdy. brak profesjonalizmu i nie znajaca granic przyzwoitosci niepunktualnosc-rowna sie libanski sposob pracy.
spoznaiaj sie wszyscy dostawca balonow,ktory obiecal otworzycsklep o 8 rano, ale najwyrazniej zmienil zdanie, pracownicy, modele, wszyscy!!! dwie, trzy godziny, na calkowitym luzie. i nikt, nikt! z tego powodu nie robil wiekszej sprawy. start o 8 oznacza start o 11 itd.ktos sie spoznia, reszta ze stoickim spokojem czeka. i czeka. ale najlepsze sa niedopatrzenia, nikt na przyklad nie wpadl na pomysl, zeby przed ustawieniem planu zdjeciowego na wypielegnowanym z drobiazgowa pieczolowitoscia trawniku warto poprosic pracownikow o zakmniecie kurkow z systemu nawadniajacego.
art director wlasnie konczyla ustawiac urodzinowy stol pelen ciasteczek ,cukierkow , z wielkim truskawkowo kremowym tortem na srodku a tu fuuuu fontanna wody z trzech kierunkow w 10 sekund zmiotla ze stolu caly urodzinowy onturaz. piski i lament autorki dziela, zmotywowyly raczej umiarkowanie tzwanego specjaliste od lokacji, ktory niespiesznie udal sie sprawe zalatwic. w miedzy czasie, pewna, ze temat zostal rozwiazany art directorka powtorzyla swoja prace, ktora w ten sam sposob, w 10 sekund zniszczyl ponowny atak spryskiwaczy.
dnia kolejnego, w polowie sesji piknikowej pojawil sie jakis mezczyzna najwyrazniej reprezentujacy wladze parku z dosc stanowczym obwieszczeniem, ze wchodzenie na trawniki, nie mowiac juz o wygniataniu go swoimi siedzeniami przez modeli jest absolutnie zabronione. fakt ten odrobine sparlizowal sesje. fotograf sie jakos nie przejal specjalnie ,tylko czym predzej zniknal z pola widzenia pokrzykujaceo reprezentanta parku. i znow pan od lokacji- coz to za funkcja przy okazji, czlowiek, ktory wylacznie wyszukuje lokacje sesji zdjeciowych- powygimnastykowal sie ji jakos poszlo. dnia trzeciego, przy okazji fotografowania modelek jedzacych lody na planie w 40 stopniowym sloncu pojawily sie prawdziwe lody, ktore nie byly wstanie chocby przez dlugosc jednego spustu migawki zachowac swojego optymalnego ksztaltu. trudno, dorysuje sie w photoshopie.proste.
sesja sluzy kampani reklamowej sieci telefonicznej, ktora dotyczy tez innych krajow na Bliskim Wschodzie, dlatego modelki po pozowaniu do wersji libanskiej przebrano -pod okiem specjalnie do tego sprowadzonej stylistki- w tzw wersje saudis, na potrzeby Arabi Saudyjskiej. Obwiniete od stop do glow w czarne szaty, z tymi samymi usmiechami, tyle ze bez przyozdobienia ust szminkami pozowaly dokladnie jak uprzednio z tym samym telefonem.usmiech ten sam ta sama poza, inny outfit.
Z art directorem, ktora pochodzi z Arabi Saudyjskiej czuwalysmy nad tym ,zeby przypadkiem jakis frywolny kosmyk wlosow ani odziane w spodnie kolano nie ukazaly sie w swej okazalosci obiektywowi. Dzieki tej sesji dowiedzialam sie , ze “saudis” moga malowac tylko oczy i to wylacznie naturalnymi substancjami. inny makijaz stanowi zbyt duza zachete dla mezczyzn.

dodam jeszcze , ze moj hurraoptymizm troche pobladl, bo okazalo sie, ze moj hipotetyczny pracodawca to typ znany nam skadinad pod haslem “Remik i jego haremik”, a moja nauka fotografii moze sprowadzic sie wylacznie do ustawiania glowy modelce troche w lewo, albo troche w prawo. zobaczymy. wczoraj po 10 godzinach zdjec w plenerze wrocilam do domu z poparzeniem skory 1 stopnia i buzujacym wrzatkiem mozgiem. w poniedzialek- sesja ze skuterami. ciekawa jestem. prawdopodobnie ktos zapomnial wbudowac im silniki, albo przynajmniej wypoasazyc w paliwo. nie moge sie doczekac.

1 komentarz:

Eva pisze...

Wow! To brzmi naprawde jak PRAWDZIWA libanska sesja fotograficzna! Chcialabym to zobaczyc...
Ale teraz juz wiesz czemu potrzeba im ludzi do pracy. Nie kazdy ma czas pracowac czekajac - przetrwaja najwytrwalsi!
Remik i jego haremik..... hi hi hi ;-)) Nie da sie uciec od koszmarow przeszlosci...