niedziela, 8 czerwca 2008

pielgrzymka z balonami






dzieki Bart, bardzo mi milo! tesknie za Wami, cholera, tesknie. Francuska piekarnia jest na poczatku Gemmaize, moja droga E.
wrzucam Wam dzis swieza porcje fotek, z Torino i domowego malowania.

dopiero dzis odkrylam na swoim balkonie dwie solidne dziury od pociskow wybite w kolumnach podtrzymujacych dach. w nocy znow strzaly fajerwerkow poruszyly mocno wyobraznia. dopiero po chwili uprzytomnialam sobie, ze przeciez w tym kraju nie obowiazuja masa podstawowych wydawaloby sie zasad: pojecie ciszy nocnej nie istnieje, nie istnieje tez zakaz przechodzenia przez ulice w miejscach niedozwolonych, ze szczegolnym uwzglednieniem skrzyzowan.
tak sie niefortunnie sklada, ze na trasie do pobliskiego supermarketu pechowo wyrasta ogromne skrzyzowanie, na ktorym czesto rezyduje policjant z gwizdkiem. za pierwszym razem – bojac sie ewentualnych konsekwencji- zapytalam sie go, na migi czy moge przejsc w tym miejscu na druga strone, w odpowiedzi dostalam serie arabskich zdan, bez jakiejgolwiek miedzynarodowej ilustracji gestami. Skonfudowana, ponowilam probe dostania oficjalnego przyzwolenia na mijajacym mnie zolnierzu, a ten w odpowiedzi zatrzymal ruch i eskortowal mnie na druga strone!!! a co! yella!

kilka dni temu, wieczorowa pora, zobaczylam przechodzaca zjawiskowa chrzescijanska procesje. tlum wyposazony w papierowe lampiony, balony ( tak!!) zawodzil smutnie w tradycyjnie wolnym tempie . Sunaca pielgrzymka poza tym, ze wyposazona w balony, roznila sie jeszcze tym od rodzimych, ze zamykaly ja opancerzone samochody z uzbrojonymi zolnierzami. dosc urzekajacy kontrast.

znam juz wszystkie po sasiedzku mieszkajace chrzescijanskie koty. jest ich tu naprawde sporych rozmiarow banda, zal mi rudego w ciapki, bo nie ma ogona, ma za to duza w sobie nerwowosc, w stosunku do ludzi i pewnie nie bez powodu. czekam, az w popoludniowym sloncu beda sie wylegiwac na maskach samochodow w iscie bejrudzkim stylu, ale cos nie mam szczescia. pewnie tak jak ja wywiesily biala flage w zwiazku z nieustepliwym upalem. zaczynam slodko marzyc o deszczu.marzenie pozbawione jakichkolwiek szans na realizacje.

malujemy piaty juz dzien. to znaczy Roody maluje z pomoca kolegow, a ja to malowanie dokumentuje. poza tym staram sie zaprojektowac wzory szablonow, ktorymi chcemy ozdobic sciane w lazience, ale poki co udaje mi sie to bez wiekszych sukcesow. upal mnie zabija. zabija tez kazda chec ruchu. zmuszam sie do minimum aktywnosci. z trudem pokonalam gigantyczna odleglosc, miedzy domem a polska ambasada- w celu spotkania zapoznawczego z konsulem. ambasady to miejsca szczegolne. i nic wiecej na ten temat nie napisze. dzieki temu spotkaniu jestem jednak bogatsza o wiedze na temat libanskiej polonii. W bejrucie swego czasu zyla Hanka Ordonowna! sic! tu tez z reszta byla pochowana. dopiero niedawno przeniesiono jej grob do Polski..ciekawe, szczegolnie, ze od czasu powrotu R. do Bejrutu w Torino rozbrzmiewa "Milosc ci wszystko wybaczy". swietnie mi sie spiewa ten utwor szczegolnie ok. 3 rano. mam wtedy duza widownie.

dzis w spin out, w ktorym regularnie korzystam z internetu przesadnie dlugo saczac kawe odkrylam na polce dwie butle zubrowki made in bialystok. podobno sa klienci, ktorzy sie jej domagaja!sahten! na zdrowie!
w poniedzialek mam spotkanie z pewnym b. dobrym fotografem, w sprawie pracy w jego studiu. mozecie trzymac kciuki juz dzis! moze tez przyjrze sie probie narodowej orkiestry symfonicznej z mocna- w liczbie 3- reprezentacja naszych rodakow.

Brak komentarzy: