poniedziałek, 28 lipca 2008

na poludniu aparat wyciagac wzglednie rzadko!


coz, moze zaczne od tego, ze R mial racje: widok aparatu przyjmowany jest na poludniu malo przyjaznie. udalo mi sie zrobic tylko jedna fotke w wiosce, zanim dopadla nas , krotko mowiac lokalna cholota na skuterach, ktorej wydaje sie, ze przynaleznosc do h daje im prawo do rzadzenia sie w lokalnej spolecznosci, prawo do zadawania pytan nieznajomym i mini straszenia, zatem kazdy kolejny, nabuzowany testosteronem pajac podjezdzal do nas i przyjmowal kogucia postawe.bylam naprawde zszokowana, r zachowal spokoj i nic sie nie stalo, ale i tak donieslismy o zdarzeniu tacie r, ktory slynie podobno w wiosce z tego , ze prowadzi prywatna wojenke z lokalnym h. tata zdenerwowal sie niemilosiernie i byc moze malo szczesliwie, bo tuz po lokalnej meskiej buchajacej hormonami klotni bliskiej rekoczynow, ale ku mojemu roczarowaniu spacyfikowanej przez wioskowych rozjemcow, klotni ktora odbyla sie tuz tuz przy naszej bramie, tata r na fali zlosci, zaczepil pierwszych lepszych lokalnych fajansiarzy na skuterze i ich opieprzyl. scena wygladala niezmiernie zabawnie szczegolnie ,ze co drugi podlotek posiada skuter, wiec szansa na trafienie dwoch, ktorzy nas, ze tak powiem niepokoili byla dosc niewielka. ale i tak bardzo mi tym zaimponowal.

Brak komentarzy: