poniedziałek, 28 lipca 2008

o tym jak przed wyjazdem na poludnie zostalismy posadzeni o terroryzm

tak, tak
okazuje sie, ze nie ma w tej rzeczywistosci ludzi poza podejrzeniami...
wieczorowa pora, odstawilismy samochod taty zijada pod jego dom, okolicznosci nieistotne, samochod byl w warsztacie a Z w pracy swoim samochodem, wiec sie starym bialym w przeszlosci ,mocno przybrudzonym autem taty zaopiekowalismy. no wlasnie, to b. wazny szczegol, ze samochod byl niepierwszej swiezosci bo to dodatkowo rzucilo na nas cien podejrzen.
zaparkowalismy gdzies w zachodnim bejrucie, tuz przy slynnej zielonej linii dzielacej niegdys miasto na chrzecijanska i muzulmanska czesc i niespiesznie, leniwie objeci ruszylism yw strone glownej ulicy, zeby zlapac jakis nocny service taxi. bylo moze po 11. nim doszlismy na wysokosc zolnierza sprawujacego z niejasnych powodow warte w okolicy, zatrzymal sie przyjezdzajacy obok samochod , para wychylila glowy i zapytali- czy to wy przed chwila zaparkowaliscie bialy samochod? bo ochroniarz podjerzewa, ze jest w nim bomba i wlasnie dzwoni na policje...
zatem z powrotem, niespiesznie, do ochroniarza, krotkie wyajsnienie co i jak, ze zijad, ze jego samochod, pod jego domem, krotkie wyjasnienia ochroniarza, ze podejrzanie to wygladalo, stary samochod ( wart jedynie poswiecenia na bombowe dobro sprawy), ze nieznajomi, ze niestabilna sutuacja w kraju, tratatata, czulam , ze przed chwila opychal sie orzeszkami, ale czujnosc zmusila go do opuszczenia wygodnego siedzenia przed telewizorem z paczka orzeszkow i zaalarmowania policji. pousmiechalismy sie do siebie i yellla bye. nigdy bym nie posadzila siebie, ze moge zostac posadzona o probe przeprowadzenia ataku terrorystycznego...R stwierdzil, ze po drodze przeszlo mu przez mysl, ze ktos w ten sposob zinterpretuje nasza przyjacielska przysluge.

Brak komentarzy: