poniedziałek, 28 lipca 2008

zataar, blekitne helmy i bulwar o zmierzchu

tu kobiety samodzielnie przygotowyja zaatar ( lokalna miszanka przypraw, z ziarnami sezamu i oliwa o kwasno-slonym smaku, serwowane, na manoushi, tutejszym tradyzyjnym przysmaku sniadaniowym, to okragly placek przypominajacy smakiem pizze, smaruje sie zataarem, albo zapieka z serem i zwija w rulon- pycha. tuczy.) przygotowuja zaatar w miseczkach i w tacach w dlonaich biegna do piekarni, zeby piekarz przygotowal im manoushi z wlasnej roboty mieszanka przypraw. tak wyglada poranek w wiosce , w gorach gdzies niedalego granicy z Izraelem. co jakis czas na okolicznych drogach samochody UN, gdzieniegdzie przycupniety czolg pelen niebieskich helmow, wyszukuje wzrokiem polskich twarzy, wiem , ze jest tu przynajmniej 100 polskich zolnierzy, po drodze mijam wywieszona nad sklepem miedzy innymi polska flage. niestety, wsrod niebieskich helmow widze tego dnia wylacznie filipinskie twarze. zolnierze machaja przyjaznie do kazdego przejezdzajacego samochodu, czym na poczatku troche mnie zbili z tropu, ale jak tylko zorientowalam sie co i jak, ze ci biedacy praza sie caly dzien w pelnym zonierskim odzieniu, w bebechach czolgu i przy tym sie cholernie nudza- zaczelam im machac jak opetana szczerzac zeby, niech maja odrobine odmiany w tych niekonczacych sie dniach sluzby na rzadko odwiedzanych przez kogokolwiek drogach. poza zolnierzami UNIFILu na ulicach mozna spotkac tez saperow. 2 lata po wojnie z I nadal rozminowywuja okolice, nadal od czasu do czasu mina wybucha i zabija.
jezdzimy po okolicy, nadal widok tutejszych gor robi na mnie ogromnne wrazenie. O zmierzchu, tuz po zachodzie slonca na drobnych ulicach wiosek robi sie tloczno. mieszkancy zachowuja sie, jakby byli na wielkim bulwarze, mlode dziewczyny spaceruja pod reke, grupy wypucowanych samcow preza torsy i ujezdzaja skutery. pierwsza mysl- festyn. ale zaraz potem, jak to w szyickich wioskach wieczorny festyn? okazuje sie, jak dobrze miec przewodnika, pana R, okazuje sie, ze to zaden festyn tylko wieczorny czas wzajemnych obserwacji, szczegolnie jednokierunkowych na linii- lokalne meskie podlotki kontra “przyjezdne “dziewczyny. te kilkunastoletnie dziewczatka, bedace tu okazami najwyzszej jakosci, mieszkaja zagranica i do rodzinnych wiosek przyjezdzaja na wakacje. zamiast hidzabow, wyposazone sa w i-pody,kleby kreconych wlosow siegajacy polowy plecow i obcisle szorty. na dodatek niemilosiernie kreca tylkami.wszystko razem wziete to pewny gwarant nieprzespanych nocy wlascicieli skuterow ubranych w swiezowyprane biale koszulki. w tej samej sytuacji pojawiaja sie jeszcze inne bohaterki zajscia- tutejsze dziewczyny, tez spaceruja, tez ze soba pod reke, i pewnie tez w podobnym celu. ukryte pod chustami, w dlugich rekawach i nogawkach wydaja sie byc tego wieczoru na pozycji straconej.

Brak komentarzy: