piątek, 20 marca 2009

Joga i Bejrut??ehhhrrrryyy?yyyyy?

dwie sfery,dwa style zycia po przeciwnej stronie barykady. "odwaga, determinacja i regularnosc" kontra chaos totalny, brak jakiejkolwiek konsekwencji,pogon za blichtrem, wysokim standardem zycia, restauracjami, mercedesami, landroverami itd. Jakby na to nie spojrzec cech wspolnych brak. A jednak joga chociaz w ilosciach sladowych odnalazla sie w Bejrucie, glownie jako odmiana gimnastyki, ale, ale z malym wyjatkiem. Na oko: jakies siedemdziesiat lat, wieku swojego nie zdradza, nie wiem jeszcze czy to oznaka kokieterii, ma pomarszczona twarz, starczego garba i cialo kilkakrotnie bardziej gibkie niz moje. Jest Brytyjka. Wynajmuje mieszkanie na Hamrze, w ktorym prowadzi lekcje jogi inspirowana mistrzem Sri Tirumala Krishnamacharya . Lekcja trwala ponad dwie godziny, wchodzenia w pozycje przeplatane dygresjami, wywiadami na temat tego co jem i gdzie w Bejrucie moge kupic organiczna zywnosc. Bywa szorstka, poprawiajac uczniow i stanowcza. Mądre oczy i ogromna sila. Podczas ostatniej czesci: relaksacji, przy malej indyjskiej lampce nocnej, z brytyjskim akcentem, skurczona tak, ze ma sie wrazenie, ze mozna zamknac ja swobodnie w dloni, czyta fragmenty tekstow swojego mistrza- mysli o tym jak dobrze i szczesliwie zyc. Nie sa specjalnie odkrywcze, mowia o uczciwosci, o zatrzymaniu sie w biegu, o odrzucenie przesadnego materializmu. Czas ten jednak, czas lekcji byl tak mocno oderwany od bejrudzkiej rzeczywistosci, ze zrobil na mnie wrazenie piorunujace. Po zajeciach, wracalysmy razem ciemna pusta ulica, ona: skryta pod warstwami luznych ubran i indyjskich chust wygladala pieknie. Stroj nadal jej dostojnosci i tajemniczosci, z reszta pytana malo o sobie mowi. Wiem tylko tyle, ze mieszka w Bejrucie od lat 70 -tych i ze to tu zaczela praktyke jogi. Zdjecia z Indii zawieszone na scianach "szkoly" dopowiadaja historie. Mieszkanie, na 8 pietrze wiezowca, wygladającego na taki co dobrze pamieta (a szczegolnie chyboczaca sie winda) lata 70 -te- koniec zlotych czasow i poczatki wojny domowej, tam na Hamrze, wyemancypowanej, kosmopolitycznej dzielnicy. Odprowadzila mnie na rog ulicy i uparla sie, ze poczeka ze mna, az zlapie service taxi, potem szybko zniknela mi z oczu. Fascynujaca.

Brak komentarzy: