niedziela, 22 marca 2009

targi pracy w niedzielne popoludnie

po spedzeniu kilku godzin pieknego slonecznego popoludnia w Torino, konczac wywiady ze znajomymi Dunkami do atykulu na temat Bejrutu, zachciało mi się pójść nad morze. Żeby jednak uniknąc niedzilnych korkow na nadmorskim deptaku, smrodu nargilli i lawirowania miedzy dziecięcymi rowerkami tudzież skuterami wybraliśmy się w okolice portowe. Gdzies po drodze, tuż przed Downtown, stojąc mniej więcej vis a vis Virgin store znalazłam punkt, w ktorym gdy się stanie i powoli zacznie sie obracac wokol wlasnej osi, poza panorama miasta mozna sie doliczyc 14 metalowych żurawi, co mówi sporo na temat rozbudowywania sie B.. Przy odrobinie wyobrazni mozna uslyszec tez muzyke codziennego ulicznego chaosu, klaksonow wymieszanych z odglosem mlotow pneumatycznych pracujacych na placach budowy. W ciągu tygodnia bywa naprawdę Uroczo. Wracajac do spaceru. Milismy szczescie, bo okolice portowe, zazwyczaj sa silnie strzezone tym razem bylo zatloczone cywilami. Okazalo sie, ze w budynku sasiadujacym z portem odbywaja sie targi pracy. Nagle znalezlismy sie w tlumie poszukiwaczy pracy, w raybanach oczywiscie, szpilach, blyszczacych wieczorowym blaskiem kreacjach sciaskajac w dloniach cv, czarnych garniturach, w dloniach cv, czarnych terenowych furach, w ktorych cv. Przeszlo nam przez mysl, ze ci ludzie nie wygladaja jak poszukiwacze pracy z przecietnych wyobrazen. To sa bowiem LIBAŃSCY POSZUKIWACZE PRACY- inna kategoria. Troche porazila tez ich liczba, znak , że Dubaj naprawde cieżko przędzie, podobno to Libanu wraca wielka grupa pracownikow, robiących dotychczac kase w Emiratach, w Libanie wylącznie zajmujacych się ich wydawaniem. I lepiej żeby tak pozostalo. Oczom naszym okazal sie jeszcze obrazek swietnie pokazujacy to jak Bejrutczycy uzaleznieni sa od swoich samochodow i pogardzaja chodzeniem pieszo. Pieszo sie w miescie nie chodzi, dlatego gdy tylko kierowca taksowki namierzy kogos idacego chodnikiem trabi w nieboglosy, do skutku, bo nie moze uwierzyc, ze ktos na niego nie reaguje bo zareagowac nie chce i z własnego wyboru idzie pieszo. Wracajac do lenistwa to pod budynkiem, w ktorym odbywaly sie targi, na wychodzacych czekaly male, reklamowe miejskie samochodziki, napedzane energia sloneczna, ktore ZAWOZILY OPUSZCZAJACYCH IMPREZE NA POBLISKI PARKING, NA KTORYM CZEKALY NA NICH WLASNE SAMOCHODY. O zgrozo! Bejrut nie ma szans oddychac powietrzem, niedlugo na stale zalozymy na twarze maski, bo spacer miejski bedzie grozil zaczadzeniem.

ps. Udalo nam sie znalesc skrawek spokojnego dzis morza, otulonego od strony wybrzeza wzgorzami otaczajacymi Bejrut, znieruchomialymi statkami od strony portu i stara kilkusetletnia latarnia morska. Odkrylismy tez blotniasta wielka przestrzen, z zurawiami i kierowca quadu prujacego wzdluz horyzontu i poznopopoludniowym sloncem, calosc w kolorze piaszczystej pustyni. Niebawem ma wyrosnąc tam miejski park ( nowość w miescie) i centrum rozrywki pod ziemią. Aparatu nie mialam, poza tym pewnie i tak obowiazuje tam, jak w wielu innych miejscach zakaz fotografowania. Opisuje wiec moment, zeby go nie zapomniec.

1 komentarz:

Luis Portugal pisze...

Hello
It has a nice blog.
Sorry not write more, but my English is bad writing.
A hug from my country, Portugal