piątek, 6 marca 2009

zdjecia w głowie

myślę o nich i żałośnie nad nimi ubolewam. nad straconymi ujęciami, który umknęly przed spustem migawki, albo dla uchwycenia których zabrakło mi odwagi. moze to jest kwestia wprawy, nie pozwolenia kadrom wymknąć się. może czegoś innego, co powtrzymuje przed ingerencją w chwilę, ingerencję dzwiękiem rozdzierającym ciszę na pół.
wszystkie te stracone kadry zamierzam zebrać, ubrać w słowa i ścisnąć w jeden pęczek.

wczoraj przechodziłam przez downtown, nowe, "na niby" stare miasto, fikcja dla turystów i wyobrażenie o tym jak mogłoby być pięknie, czysto i w jednym rzędzie. W rzeczywistości dzielnica jedynie podkreśla i manifestuje to, jak Bejrut nie wygląda i czym nie jest. Jedyne w czym ta część miasta nie rozni sie od innych dzielnic to to, ze wygląda jak permanentny plac budowy. Gdzieś tam, około południa, obok wznoszącego się do nieba kolejnego, szklanego budynku, na chodniku, w rządku leżą czerwone i żółte kaski rozżarzone upałemi i zaskoczone siłą marcowego słońca. Robotnicy w przerwie jedzą kanapki i lubieżnie łypią okiem na absolutnie niedostępne dla nich kobiet z biurowców pachnące Chanel. W niewielkim oddaleniu od nich, pomiędzy dwoma szklanymi ścianami, jeden z nich zasloniwszy głowe arabską, czerwono- bialą chustą stoi na baczność, wyprostowany niczym struna. Przyglądam mu się przez kilka sekund w zawieszeniu chwili. Zaraz potem słyszę melanchlijne zawodzenie z pobliskiego meczetu, zaproszenie na modlitwe. dokładnie w tym samym momencie mezczyzna pada w ukłonie na kolana. Podczas jego chwili sakrum swiat nie zatrzymuje się w miejscu. kierowcy service taxi nie przestają dziko trąbić, ruch pieszych nie zamiera, bogate kobiety nie przestają wydawać pieniedzy w butiku na rogu, a sprzedawca nie przestaje ani na chwile pakowac nowej kolekcji wiosna-lato do lsniacych papierowych toreb.

Brak komentarzy: