środa, 11 marca 2009

stanęło na wycieczce do Damaszku

zaczęło się niewinnie, zalatwianie przedłużenia wizy, w Security General. Kolejka do bramki wykrywającej metale, przeszukanie torby- rutynowa procedura obowiązująca w każdym centrum handlowym, a czasem i w pojedyńczych sklepach- np. w Zarze- walka o kwitek z nieprzestrzegającymi kolejki- pcham się i ja, drugie pietro i niby wszystko gładko idzie, a tu niespodzianka....potrzebna jest kserokopa paszportu. Pytam pana w mundurze przyjmującego petentów, gdzie ksero, pan zagląda w moje papiery ze szkoły i się zaczyna: z tym papierem, to musisz pojsc do Alego Jakiegostam na pierwsze pietro, on musi stwierdzić czy taki papier możemy przyjąć. Na pierwszym pietrze do Alego gigantyczna kolejka, nic, stoję. Wreszcie inny mundurowy wola mnie do siebie, sprawdza papiery, radzi się innego, mysli, drapie sie po glowie i odpowiada w szybkim arabskim co muszę zrobić. Łapię pierwsze zdanie. Tłumaczę mu, że w szkole jestem na poziomie jednym z podstawowych, wiec, żeby jednak mowil do mnie po angielsku. Tłumaczy zatem, równoczesnie zalatwiając sprawy dwóch innych petentow, ktorzy wciskaja sie przed moja twarz i machaja papierami, ze musze isc na drugie pietro do komendanta. Odpowiadam, ze wlasnie przyszlam z drugiego pietra na pierwsze, odeslana z drugiego na pierwsze. Mówi, że trudno muszę iść do komendanta jakiegos tam. Pytam na drugim pietrze przypadkowego mundurowego o droge do komendanta. Wskazuje mi sztywnego wojskowego za biurkim interesujac sie przy tym moimi papierami. Pyta czy mam zdjecie? Jakie zdjecie? Potrzebne jest zdjecie i znika za drzwiami. Petent obok mnie spogląda na mnie z politowaniem i mowi, ze to oczywiste, ze potrzebne jest zdjecie. "Ale ja chcę tylko przedłużyć wizę"!- mundurowy wraca, petend sie wyrywa, "ale ona chce tylko przedluzyc wize", ja potakuje. Mundurowy mowi, ze pismo ze szkoly jest zle bo nie ma terminu kiedy skoncze szkole. Tlumacze mu, ze ja do tej szkoly to moge chodzic i chodzic bez konca i sama decydyje, kiedy skoncze. Upiera sie, ze potrzebny jest termin i stempel z ministerstwa edukacji. tlumacze, ze stempla nie dostalam, bo szkola nie figuruje w rejestrze szkol, funkcjonuje jaki prywatna firma ( wiem co mowie, wizytowalam wczesniej ministerswo edukacji, opisze potem), skonfudowany zasiega rady kolegi, kolega upiera sie przy stemplu. mowie, ze stempla nie ma i nie bedzie. nie moga mi przedluzyc wizy. dobrze, - mowie- czy w takim razie moge dostac nowa? nie.nie moge. skonczyla sie waznosc mojej wizy, musze opuscic kraj. nie moge- zaczynam sie niecirpliwic- bo nie mam wizy, ( kilka dni temu zmienilo sie prawo, dotychczas, mozna bylo LEGALNIE przebywac miesiac na przeterminowanej wizie. ) znajoma zawrocili z granicy, musiala przyjsc do was po stempel. - No tak, - ze spokojem odpowiada mundurowy- musisz najpierw isc tu i tu, dostac stempel zezwalajacy ci na opuszczenie kraju, a potem wyjechac i wrocic. ... i taka to historia. NADAL BEZ STEMPLA JESTEM. w przyszlym tygodniu "nchalla" mam nadzieje, stempel, wycieczka do Damaszku i z powrotem.

Brak komentarzy: