sobota, 7 marca 2009

przedwczoraj skonczyla sie zima wczoraj przyszlo lato




nagle. po deszczowej grzmiacej i blyskajacej sie nocy nie przyszedl burzowy dzien. Zimowe burze ciągną sie tutaj długimi tygodniami, nocami i dniami. wydaje ci sie, ze ktos zapomnial zakrecic kurek. leje i leje, a ziemia wygladniala po miesiacach suszy chelpie hektolitry wody z niepohamowaniem dziecka. osobiscie zima kojarzy mi sie jeszcze z cieknacym dachem i zielona szmatą do podłogi, ktora miala za zadanie tamowac powodz. zima zostawila w glowie pamięc o nieznanej dotad wilgoci, ktora pojawia sie mokrym sladem na ubraniach w szafie, recznikach i poscieli. pierwsza zima w Libanie byla dlugimi wieczorami w scisnieciu na kanapie obok subii, ktora buchala zywym ogniem i ktora wzbudzala glebokie niezadowolenie naszej sasiadki, od jakiegos czasu burczacej "bonjour" i "keefik" nie czekajac nawet na krotka, formalna odpowiedz, ze "dobrze". zima to herbata z duzymi kawalkami cynamonu, ktory resztka zalosnie spoglada dzis na mnie ze sloika, jakby na znak, ze jego sezon wlasnie sie definitywnie skonczyl. Od wczoraj mamy lato. Za moment grube wielkie peczki miety pojawia sie w kazdej piekarni, garsciami wyladuje w kazdej kanapce, razem z soczystymi pomidorami i kruchymi ogorkami. przyjdzie czas truskawek, avokado, sniadan i kolacji na balkonie. turkusu morza za oknem. namolnego kota sasiadow, ktory podczas naszej nieobecnosci obsikuje dom. czas nocnej goraczki i dziennego piekła. dlugich wieczorow ze swiecami i znajomymi pod rozgwiezdzonym niebem. czas lemoniady, ktora R. przyrzadza zgodnie z przepisem swojego ojca.

Brak komentarzy: